poniedziałek, 25 sierpnia 2008

Jest taki dzień....

Spokojnym porannym krokiem ruszam w stronę pracy. Koniec sierpnia przywitał mnie porannym chłodem, ludzie spiesznie przemykali do pracy. Poranek jakich wiele. Skręcając za róg ujrzałem gmach swojej biblioteki. Coś jednak tym razem było nie tak...
Przed drzwiami kłębiły się tłumy, ludzie przyciskali się nawzajem do szyb jak na otwarciu marketu. Starsi panowie groźnie wymachiwali laskami okładając po nogach młokosów którzy próbowali wcisnąć się przed kolejkę. Kobiety z wielkim siatami stawiały z nich barykady w niemym porozumieniu przeciwko młodym dziewczynom które jedną ręką pisały smsa a drugą starały się uchwycić klamkę biblioteki...

To tylko sen wyszeptałem....

Ale to nie był sen. W ciągu 7 godzin obsłużyłem setkę czytelników. Co trzeci był frapujący. Uratowałem życie studentowi który pisał pracę i z przerażenie zorientował się że nasze nędzne komputery nie odnajdują jego USB, znalazłem 3 zaginione książki, słownik ilustrowany języka polskiego z 1929 roku konieczne 2 tomowy też znalazłem, koszmarnej jakości wydruki z LEXa za za które zgarniamy 45 groszy wykonałem nieludzką techniką w przyzwoitej jakości, przydzieliłem 15 ulubionych miejsc. Znalazłem 4 orzeczenia sądowe, każde po 3 razy... bo tak... Pilnowałem 2 laptopów przed złodziejami, naprawiałem błędy w sygnaturach i osnowie czasu. O mało nie zabiłem człowieka - 86 letniego staruszka który "od 45 lat przychodzi do naszej biblioteki i nadal jest pracownikiem naukowym, i on nie może czekać na książkę 30 min". Super dzień. Dla takich dni jestem bibliotekarzem.... Serio...